Próba powrotu po zdradzie

2013-05-25 18:47:53

Zdrada małżeńska należy niestety do częstych, co nie znaczy banalnych problemów, z którymi przychodzi małżonkom borykać się na wspólnej drodze życiowej. To borykanie się trwa zwykle długo, czasem bardzo długo i nie zawsze udaje się rzeczywiście powrócić do siebie, mimo podejmowanych prób. U podłoża tego zmagania  się leży generalnie problem zaufania, które po prostu legło w gruzach. A jak wiadomo na przykładzie innych sytuacji życiowych, odbudowa zaufania jest zawsze procesem długotrwałym, bardzo trudnym i niestety nie zawsze – mimo wysiłków - uwieńczonym sukcesem.

 

Zdrada zdradzie nierówna

Zdrada, chociaż zawsze jest przejawem braku wierności i daleko idącej nielojalności w stosunku do partnerki, czy partnera, miewa różny ciężar gatunkowy. Innymi słowy zdrada zdradzie nie jest równa. Zdrada może mieć charakter jednorazowy, czysto fizyczny, bez zaangażowania emocjonalnego, czego przykładem może być wizyta w agencji towarzyskiej. Może być zdradą dokonaną na przykład pod wpływem alkoholu, czy innej substancji odurzającej podczas, czy też z okazji jakiejś imprezy, zwłaszcza „mocno zakrapianej”. Może też być zjawiskiem długotrwałym, skrzętnie, czasem nawet latami ukrywanym, z pełnym zaangażowaniem emocjonalnym stron. Pomimo wspólnego mianownika jakim jest niewierność są to jednak zdrady o różnym ciężarze gatunkowym. Zwłaszcza ten ostatni z wymienionych rodzaj zdrady ma szczególnie obciążający charakter.

 

Powodem obciążenia jest tu ewidentne zaangażowanie emocjonalne kochanków, jak również czas trwania tej sytuacji i wreszcie kłamliwa konspiracja będąca bardzo nieuczciwą grą, wobec wydawać by się mogło najbliższych osób (mam tu na myśli nie tylko osobę zdradzoną, ale również dzieci). Wspomniany ciężar gatunkowy zdrady na ogół przekłada się na trudności w ewentualnym powrocie do siebie małżonków. Niewątpliwie trudniej powrócić do siebie osobom, które przez dłuższy czas żyły w nieprawdzie. Jedna ze stron, bo była nieświadomie oszukiwana, druga, bo oszukiwała. Na ogół bywa tak, że są jakieś zwiastuny czegoś niedobrego co dzieje się między małżonkami.

 

Niejednokrotnie nawet otoczenie zauważa, że coś złego pojawia się w relacjach między, dotychczas bardzo dobrze funkcjonującymi partnerami. Te niepokojące symptomy wywołują podejrzenia, prowokują do rozmów na ten temat, czasem do kłótni. Są w pewnym sensie zapowiedzią „nadciągającej burzy”. Ale są też sytuacje związane ze zdradą, które wybuchają w sposób absolutnie zaskakujący. Są pewnie różne tego przyczyny. Sprzyjająca, wyjazdowa, nienormowana forma pracy, bezwzględne zaufanie po stronie osoby, która została zdradzona, być może jej dziecięca wręcz naiwność, nieźle opanowana sztuka aktorska po stronie osoby, która zdradziła i tym podobne. Faktem jest, że moment ujawnienia takiej zdrady jest po prostu szokiem, niemal zawaleniem się gruntu pod nogami, dla osoby zdradzonej. Taki szok całkowicie burzy poczucie bezpieczeństwa, burzy dotychczasowy obraz wspólnego życia i obraz człowieka, który do tego momentu wydawał się osobą najbliższą. Takie przeżycie stanowi ogromny wstrząs, bardzo kosztowny emocjonalnie. To po prostu bardzo boli.

 

Dlaczego?

            W sytuacji zdrady małżeńskiej słowem, które w wielu rozmowach – na ogół bardzo emocjonalnych -  przewija się na różne sposoby odmieniane,  jest słowo-pytanie: „dlaczego”? Dlaczego do tego doszło? Dlaczego mi nic nie mówiłeś/aś, że jest między nami coś nie tak? Dlaczego to nas spotkało? Dlaczego zakochałeś się właśnie w niej/nim? W czym ona/on jest lepsza/y ode mnie? Dlaczego musiało to trwać tak długo…? To tylko niektóre z wielu odmian pytania – dlaczego? Odpowiedzi i reakcje bywają bardzo różne. W pierwszej fazie rzeczowa rozmowa jest niestety nie bardzo możliwa. Emocje zdecydowanie biorą górę, stąd nawet usilne próby rozmowy, zwykle kończą się płaczem, krzykiem lub „grobowym” milczeniem. Gdy minie pierwszy szok i udaje się chociaż częściowo opanować emocje, pytanie dlaczego?,  powraca na nowo i to wielokrotnie.

 

Nieco wyciszone emocje pozwalają już na jakieś próby dialogu i wtedy pojawiają pierwsze, nieśmiałe, czasem niejasne odpowiedzi na pytanie „dlaczego?..” Naturalną jest rzeczą, że każda ze stron ma swój punkt widzenia tej samej rzeczywistości. Stąd odpowiedzi osoby, która zdradziła, bywają niezrozumiałe, albo wręcz niedorzeczne dla osoby zdradzonej i znalezienie wspólnej płaszczyzny rozmowy, pozostając w układzie sam na sam, bywa bardzo trudne, a czasem wręcz niemożliwe. W tym momencie, jeżeli partnerzy naprawdę chcą powrócić do siebie, warto pomyśleć o zaproszeniu do współpracy osoby trzeciej, którą nie powinien być nikt z rodziny, ani przyjaciół pary będącej w kryzysie. Najlepiej jeżeli będzie to osoba profesjonalnie przygotowana do tego rodzaju mediacji, czy wręcz małżeńskiej terapii.

 

Czy naprawdę chcemy powrócić do siebie?

            To jest ważne pytanie, na które musi sobie szczerze i odważnie odpowiedzieć każda ze stron. Czy naprawdę chcę, bo autentycznie kocham, a tamto było po prostu fatalnym uwikłaniem? Czy też myślę o powrocie, chcę spróbować, bo boję się konsekwencji obecnej sytuacji? Stracę dom, dzieci, wielu przyjaciół, zaważy to na mojej karierze zawodowej, wiąże nas wspólny kredyt, itp. W przypadku tej pierwszej opcji wydaje się, że są naprawdę realne  szanse rzeczywistego powrotu do siebie.

 

To oczywiście będzie wymagało wielu refleksji, przewartościowań; po prostu ogromnego wysiłku. Ale to stwarza szansę. Więcej, ten potężny kryzys może się w przyszłości okazać kryzysem wzrostu. Tak bywa w przypadku traumatycznego doświadczenia, które świadomie przepracowane niejednokrotnie prowadzi do pozytywnych zmian w człowieku. Tu podobnie, ta bardzo trudna sytuacja paradoksalnie, może stać się autentycznym źródłem wzrostu dojrzałości emocjonalnej partnerów i w konsekwencji pogłębienia więzi emocjonalnej między nimi. Jeżeli natomiast głównym motywem powrotu do siebie jest obawa przed negatywnymi konsekwencjami zaistniałej sytuacji, może się za chwilę okazać, że ten powrót był pozorny, a związek, który jakoś udało się sklecić, będzie bardzo kulawy, pewnie już na zawsze.

 

Co było przed zdradą?

            Zdecydowana większość sytuacji zdrady małżeńskiej nie ma charakteru czarno – białego. Niemal zawsze jest to szarość, przy czym odcień tej szarości na obydwóch biegunach tego układu może być zasadniczo różny. Chcę przez to powiedzieć, że proporcja przyczyn zaistniałej sytuacji, zwykle nie układa się po połowie. Najczęściej przy którymś z biegunów tego kontinuum na którego krańcach są partnerzy jest ciemniej, szarość jest bardziej intensywna, bardziej zbliżona do czerni. Wina rysuje się wyraźniej.

 

Partnerzy, którzy naprawdę chcą wrócić do siebie – zwłaszcza przy obiektywnej pomocy osoby trzeciej – z trudem, ale potrafią względnie zgodnie określić stopień nasilenia szarości na tym biegunie, który symbolizuje konkretną osobę tej diady. Na ogół, niemal zawsze, ta intensywna szarość, czyli wina, jest po stronie osoby, która zdradziła. Wspólna praca nad ustaleniem stopnia natężenia szarości po każdej ze stron stanowi bardzo istotny etap procesu powracania do siebie.

 

Efektem tego etapu jest autentyczne, nie narzucone z zewnątrz, poczucie winy, czyli prawdziwa świadomość swojego, niedobrego wkładu w zaistniałą sytuację. Ta świadomość, u  człowieka, który naprawdę chce powrócić do swojego partnera, czy partnerki, wyzwala potrzebę swoistego zadośćuczynienia. Innymi słowy – potrzebę „spłacenia długu”. Jeżeli poczucie winy jest autentyczne, to nie występuje tu chęć „targowania się”. Tym razem gra jest uczciwa, uczciwa z obydwóch stron. Łatwo się domyślić, że osiągnięcie tego stanu, czyli wypracowania oceny stopnia nasilenia szarości po każdej ze stron, nie może się dokonać bez otwartej rozmowy między partnerami. Otwarta do bólu rozmowa, a zatem pozytywne nastawienie do siebie, umiejętność mówienia szczerze i słuchania oraz słyszenia siebie, stanowi podstawę do względnie zgodnego wypracowania tej najważniejszej konkluzji jaką jest uznanie stopnia szarości po każdej ze stron. Do przeprowadzenia takiej rozmowy – jak już wspomniałem – bardzo pomocną okazuje się doświadczona, osoba trzecia.

 

„Wyrok” - utrata zaufania

            Efektem końcowym tego dochodzenia prawdy i ustalenia stopnia nasilenia wspomnianych szarości, czyli proporcji winy po każdej ze stron jest - używając terminologii sądowo-procesowej – swoisty, niepisany, nie ogłoszony, ale jednak „wyrok”. Jest to wyrok dotyczący przede wszystkim utraty zaufania w stosunku do osoby, która zdradziła. To jakby „elektroniczna opaska” założona człowiekowi skazanemu, którego swoboda poruszania się jest kontrolowana z zewnątrz. Niewątpliwie jest to dotkliwy wyrok uwzględniając fakt, że dotyczy bliskich relacji dwojga najważniejszych do niedawna dla siebie osób. Mimo swojej dotkliwości jest to niestety wyrok uzasadniony i w związku z tym sprawiedliwy.

 

To jest po prostu emocjonalna i moralna cena zdrady. Czas trwania tego wyroku i jakość jego egzekwowania zależy od wielu czynników. Na pewno od postawy i zachowań osoby „skazanej”, ale również – i to w dużej mierze - od tego co będzie się działo w przeżyciach osoby pokrzywdzonej. Na ile i jak prędko poradzi sobie z poczuciem krzywdy, ze zranionym poczuciem godności i dumy, z bolącym poczuciem zawodu jakiego doznał/a – jednym słowem z tymi wszystkimi ranami, których doświadczyła jako osoba zdradzona. Tu nie ma stałych reguł, ani ram czasowych. Przy odrobinie wyobraźni można względnie łatwo wczuć się w atmosferę, która będzie towarzyszyć parze osób dotkniętych tym problemem. Nie będzie łatwo. Momentami wręcz bardzo trudno.

 

Co dalej?

            Mówiąc najkrócej, potrzebna będzie obopólna, świadoma, długotrwała pielęgnacja związku. Dbałość o związek, mimo rozczarowań i uczucia zmęczenia, które może się pojawić po każdej ze stron. Potrzebny też będzie  czas, który stanie się weryfikatorem autentyczności i efektywności podjętych wysiłków. W ramach pielęgnacji związku, zwłaszcza przy jednoznacznie pozytywnej i czytelnej postawie „skazanego”, osoba zdradzona ma szansę utwierdzać się w przekonaniu, że „zły sen” się kończy i czas wrócić do zdrowych realiów. „Skazaniec” stopniowo będzie odczuwał uwalnianie się od ciążącego na nim odium, co pozwoli mu/jej przyjmować pozycję coraz bardziej wyprostowaną. Tak rozwijający się proces w efekcie prowadzi do odbudowanego, autentycznego partnerstwa opartego na pełnym zaufaniu. Jednym słowem jawi się szansa na powrót do normalności. Tak wyglądałaby oczywiście wersja optymistyczna. Ale może się okazać również, że mimo prób pielęgnacji związku, nie uda się w pełni powrócić do siebie. Wówczas pozostają dwie możliwości.

 

Decyzja o pozostaniu razem ze względu na….  - i tu mogą być różne wersje, poza najważniejszą, czyli ze względu na to, że jesteśmy dla siebie ważni i po porostu sobie wzajemnie potrzebni. Mówiąc wprost – kochamy się. Brak tego stwierdzenia przy jednoczesnej decyzji o pozostaniu ze sobą, skazuje ten związek najprawdopodobniej na wegetację i stopniowe oddalanie się od siebie. W efekcie – życie obok. Drugą możliwością jest decyzja wprost. Nie udało się nam wrócić do siebie. Niestety, musimy się rozejść.

 

Bogusław Borys

KOMENTARZE

brak komentarzy

DODAJ KOMENTARZ



kod: unas