Polska wysycha i widzimy to gołym okiem. Ekspert: Przygotujmy się na braki wody pitnej

2019-06-12 23:09:22

W Polakach pokutuje myślenie, że woda to coś, czego w naszej szerokości geograficznej nigdy nie zabraknie. To błąd. - Braki w dostawie wody pitnej będą zdarzać się częściej, to będzie jeden z najbardziej widocznych skutków zmiany klimatu. Szczególnie narażone jest województwo łódzkie - przekonuje dr hab. inż. Zbigniew Karaczun ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego oraz Koalicji Klimatycznej.

Zanikanie największego dorzecza Warty - Noteci, cofnięcie się brzegu Jeziora Wilczyńskiego o sześć metrów czy obumieranie świerka w Puszczy Białowieskiej spowodowane obniżeniem poziomu wód gruntowych - to jedne z już widocznych skutków zmian klimatu w Polsce. Jeśli nic nie zrobimy, będzie tylko gorzej.  

Paweł Korzeniowski: Czy brak wody pitnej w Skierniewicach był dla Pana zaskoczeniem?

Dr hab. inż. Zbigniew Karaczun (SGGW, Koalicja Klimatyczna): Zupełnie nie. Dziś są to Skierniewice, wkrótce może zdarzyć się to w innym mieście. To ostrzeżenie dla wielu gmin w Polsce, które w celu dostarczenia wody pitnej korzystają z wód podziemnych, zamiast z rzek lub ze zbiorników retencyjnych. Nadmierna eksploatacja wód głębinowych, w świecie dotkniętym skutkami zmian klimatu, będzie prowadzić do coraz większych problemów z dostawą wody, a na dłuższą metę – do wyczerpania naszych zasobów.  

Czy Polska wysycha?

Tak. Od połowy lat 90. mamy w Polsce permanentną suszę letnią, a 2018 rok był pod tym względem najgorszy od blisko stu lat. Na bardzo złą sytuację ogólną wpływają też bezśnieżne zimy oraz suche jesienie. Niestety, wzrost średniej temperatury spowoduje jeszcze bardziej intensywne parowanie. Ponadto pozwalamy, żeby woda opadowa nam po prostu uciekała, nie próbujemy jej retencjonować i zwalniać jej odpływu do Bałtyku. Równocześnie zużycie wód podziemnych w celach konsumpcyjnych, ale też na inne cele, w ostatnich latach znacząco wzrasta.

Czy proces wysychania Polski można dostrzec gołym okiem? 

Tak. Na przykład usychanie świerka w Puszczy Białowieskiej jest spowodowane obniżaniem się poziomu wód gruntowych na tym terenie. Ale są też inne przykłady. Mało się o tym mówi, ale wydobycie węgla brunatnego wydrenowało Jezioro Wilczyńskie do tego stopnia, że jego brzeg cofnął się o sześć metrów. Należy wspomnieć o Noteci, największym dorzeczu Warty, które zanika i to również na skutek wydobycia węgla brunatnego. Jedna z najbardziej znanych polskich rzek długimi fragmentami zatem po prostu nie istnieje. Podam też inny przykład - kilka dni temu przez mój rodzinny Milanówek przeszedł gwałtowny deszcz. Ponieważ było bardzo ciepło i wiał wiatr, to w ciągu niespełna godziny nie było już śladu po nawałnicy. Większość wody po prostu wyparowała. To mechanizm, który najlepiej odzwierciedla zjawisko, o którym rozmawiamy. 

To szokujące. Jeszcze kilka tygodni temu przeciętny Polak nie pomyślałby, że w naszym kraju może zabraknąć wody pitnej. Żyjemy przecież w klimacie umiarkowanym, we względnym dobrobycie. 

Choć może to dziwić, Polska naturalnie nie dysponuje dużą ilością zasobów wodnych. W tej kwestii mamy podobny potencjał do Egiptu, który leży przecież w północnej Afryce. Statystycznie na mieszkańca Europy przypada 4600 m3 wody na rok, a na mieszkańca Polski tylko 1600 m3 na rok. Jesteśmy na progu zapotrzebowania na wodę, grubo poniżej średniej unijnej. Największy problem jest jednak w tym, co z my tą wodą robimy. Nie dość, że mamy jej mało, to w dodatku o nią nie dbamy, nie oszczędzamy jej, a nasza infrastruktura, która powinna chronić nasze wody pod względem ilościowym – niedomaga. 

Marnujemy wodę?

Tak, to efekt wieloletnich zaniedbań, które rozpoczęły się jeszcze w poprzednim ustroju, kiedy na naszych ziemiach prowadzono melioracje osuszające. Pozbyliśmy się bardzo istotnych dla przyrody bagien i mokradeł, w których moglibyśmy magazynować wodę. Osuszyliśmy małe stawy śródpolne, z których można było pobierać wodę, np. na potrzeby rolnictwa. Po zmianach systemowych, w latach 90., nie inwestowaliśmy w gospodarkę wodną. Nie było też pieniędzy na utrzymanie melioracji, nie próbowaliśmy naprawiać szkód jakie poczyniono po II Wojnie Światowej. Nikt też wówczas nie myślał, że średnia roczna temperatura będzie tak szybko wzrastała, że wody w Polsce zacznie brakować. 

W jakim stanie jest nasza infrastruktura?

Bardzo trudno dokładnie odpowiedzieć na to pytanie, ale pewne jest to, że zaniedbania trwały przez wiele lat. Na pewno mamy za mało zbiorników małej retencji, brakuje również małych zbiorników śródpolnych i programu ochrony zadrzewień śródpolnych. Potrzebujemy dużego, kompleksowego programu dla całego rolnictwa. Bo ono, obok sektora komunalnego – a więc dostaw wody pitnej na potrzeby ludzi, jest najbardziej uzależnione od dostępu do wody. I trzeba też jasno powiedzieć, że budować trzeba małe, lokalne zbiorniki, a nie gigantyczne zalewy, które więcej zniszczą, niż przyniosą korzyści.

Czy jest wola polityczna, by to zmienić?

Nie, dzisiejsi politycy zdają się nie dostrzegać zmian klimatycznych i potrzeb z tym związanych. Przykład? Dramatycznym pomysłem jest propozycja betonowania rzek i tworzenia autostrad rzecznych, która spowoduje, że woda z Polski będzie uciekała jeszcze szybciej. Klasa polityczna prowadzi spychologię stosowaną - kolejne rządy zamiatają sprawę pod dywan licząc się z tym, że konsekwencja zaniechań poniosą w przyszłości inni. Nikt nie miał odwagi, by pomyśleć o tym temacie ponadpolitycznie. Ktoś kiedyś powinien surowo to rozliczyć, bo brak reakcji godzi w bezpieczeństwo narodowe. 

Co czeka nas w najbliższym czasie?

Braki wody, także dla nas, konsumentów będą zdarzać się częściej, to będzie jeden z najbardziej widocznych skutków zmiany klimatu. Szczególnie narażone jest województwo łódzkie, które już dziś na powierzchni prawie 800 km2 cierpi na deficyt wody, bo jest wydrenowane przez działalność kopalni węgla brunatnego w Bełchatowie. Brak wody zagrozi też gospodarce, między innymi dlatego, że prąd produkujemy głównie spalając węgiel. Elektrownie węglowe to osobny temat, bo w większości chłodzone są wodą z rzek. Ponieważ jest coraz cieplej, rośnie zapotrzebowanie na energię elektryczną. Klimatyzacja potrzebuje bowiem bardzo wiele energii. Dlatego elektrownie powinny w lecie pracować na pełną moc. Jeśli jednak jest susza, to nie jest to możliwe, bo w rzekach brakuje wody do chłodzenia! Już dwukrotnie w ciągu ostatnich lat byliśmy na krawędzi  blackout’u – utraty napięcia w sieci elektroenergetycznej obejmującej albo cały, albo większą część kraju. To zagrożenie będzie się powtarzać, bo nasze potrzeby energetyczne rosną, a my zamiast inwestować w odnawialne źródła energii – przede wszystkim w fotowoltaikę – nadal upieramy się przy węglu. Jeśli nic nie zrobimy, będzie tylko gorzej. 

Artykuł powstał przy okazji akcji COŚ DLA PLANETY - każdy, robiąc nawet małą rzecz, może przyczynić się do poprawy warunków ekologicznych i klimatycznych na naszej planecie. Na naszej stronie internetowej Noizz.pl/CosDlaPlanety możecie zadeklarować, co chcielibyście zrobić, by pomóc Matce Ziemi. Tym "czymś" może to być na przykład: ograniczenie spożycia mięsa i ryb, używanie własnej torebki na warzywa zamiast "foliówek" czy kupowanie kawy na wynos we własnych kubeczkach.

Im więcej deklaracji, tym lepiej. Cokolwiek zrobicie, będzie to lepsze niż nic!

źródło: https://noizz.pl/ekologia

KOMENTARZE

brak komentarzy

DODAJ KOMENTARZ



kod: unas